W sobotę nie chciało mi się robić zakupów (jak zazwyczaj) ani zastanawiać, co mam przygotować, więc poszłam spać z myślą, że pomysł narodzi się rano. O, idąc w stronę łóżka usłyszałam jednym uchem, że zamrażarce jest ryba.
W niedzielę rano zrobiłam pobieżny przegląd warzyw itp. Ciągle nie wiedziałam, co robić, ale w końcu, mając na myśli to, że na obiedzie będą zwolenniczki niejedzenia mięsa innego niż rybiego, postanowiłam odmrozić tilapię (niby chińska zła, ale ta wyhodowana w Polsce - czy lepsza? Nie wiem). Pomysł na danie: tilapia z pieczonymi ziemniaczkami i zestawem surówek (miało zabrzmieć jak w restauracji). Do dzieła.

- 1 por
- 1 jabłko
- 2-3 łyżki majonezu
- sól i pieprz
- 2 łyżki soku z cytryny


Dopiero później na spokojnie dodać sól z pieprzem i majonez oraz wymieszać. Gotowe.
Surówka z marchewki
- 3 marchewki (ja tyle znalazłam w lodówce, można oczywiście dać więcej), np. jedna duża dwie średnie
- ananas z puszki (chyba, że ktoś jest szalony, to niech pokroi tego z czupryną)
- 3-4 łyżki soku z cytryny
Marchewkę zetrzeć na tarce z małymi okami. Włożyć do miseczki. Ananas pokroić na cienkie "paseczki" (że tak powiem - promieniście) albo kosteczki (ilość "kółeczek" według uznania - ja dałam na pewno więcej niż połowę, ale ile to było - nie pamiętam). Dodać do marchewki, do smaku polać sokiem, wymieszać. Gotowe.

- pół dużego selera (tak - tyle miałam w lodówce)
- 8-10 suszonych śliwek (nie miałam rodzynek, bo siostra zjadła, ale okazało się, że śliwki też się świetnie sprawdzają)
- ananas z puszki (w końcu trochę go zostało, lepiej zużyć od razu)
- 2-3 łyżki majonezu (można dać jogurt i tak chciałam zrobić, ale akurat rano dostały go kury i byłam tak samo zdziwiona jak chwilę wcześniej, gdy nie znalazłam rodzynek)
Seler obrać i zetrzeć na wielkich ostrych okach tarki. Śliwki i ananas pokroić w kostkę. Wymieszać z majonezem. Gotowe.
I tu poszłam do kościoła. A gdy wróciłam...

- 3-6 ziemniaków (zależy od wielkości - ja miałam naprawdę duże i starczyły 3)
- szalotka (3-5, zależy jak kto lubi)
- sól, pieprz, chili
- olej (korzystałam z ryżowego)
Włączyć piekarnik na 180 stopni. Ziemniaki ładnie obrać, umyć i pokroić w cienkie plasterki. Ułożyć na pokrytej olejem blasze.

Posypać drobno pokrojoną szalotką i przyprawami. Jeszcze troszeczkę polać olejem. Jak piekarnik się rozgrzeje, włożyć je do środka, bo mogą potrzebować nawet 50 minut (po jakimś czasie je odwróciłam - było to możliwe, dzięki ich ułożeniu, nie mieszałam) - pocieszające jest to, że z tej samej energii skorzysta rybka.

Rybeńka, tilapia nie z Chin, a z Polski (czy jest różnica?)
- cztery filety z tilapii
- pół kostki masła
- 4 ząbki czosnku
- 3 gałązki świeżego tymianku
- sól i pieprz
Rozmrożoną i umytą rybkę włożyć do naczynia żaroodpornego. Masło rozrobić w miseczce z przeciśniętym czosnkiem, listeczkami tymianku, solą i pieprzem.

Posmarować tym rybkę. Włożyć do piekarnika - moja potrzebowała około 30 minut (najpierw ziemniaki miałam na dole, a rybę na górze, ale kiedy ziemniaki się ociągały, trafiły na samą górę w piekarniku).

- sok z miąższu antonówi
- woda gazowana
Wymieszać w proporcji pół na pół.
Jest czas, aby nakryć do stołu ;)


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz